Granatowy...
Granatowych zdjęć nie ma wiele, bo w zasadzie to taki ciemniejszy niebieski. Zdjęcia właściwie wszystkie znacie już z wczoraj, wybrałam tylko te najciemniejsze, naj...głębsze. Bo granatowy to kolor głębi. To kolor, który każe mi przypomnieć sobie jedno z najniezwyklejszych odczuć, które towarzyszy mi na morzu - ogromny szacunek i respekt dla przewalających się dokoła mas wody, dla tej niewyobrażalnej ilości kropel tworzących niezwykłość morza... Były chwile, gdy dookoła nie było widać lądu - niebo łączyło się z morzem, więc błękit nas otaczał z każdej strony, a pod kilem mieliśmy jakieś pięć tysięcy metrów... Pamiętam takie momenty, kiedy nagle pojawiało się wrażenie, że nie ma nic więcej, że reszta świata znika i jest tylko woda. Choć na pokładzie byli inni ludzie, choć nade mną było niebo, choć słychać było łopot żagli, a pod stopą czuć było twardy pokład... na chwilę zatapiałam się w tej wszechogarniającej wodzie, zapadałam się w nią, a ona mnie obejmowała. To było... jak dotknięcie Absolutu. Chwila, która mieściła w sobie o wiele więcej czasu, niż trwała...
A ten kawałek pasuje tu idealnie...
Pięknie...
OdpowiedzUsuńJa oczywiście bliska jestem na takiej przestrzeni paniki. Serce mocniej mi bije i szybko jak u kolibra a w żołądku czuję mrowienie. Mimo to, jest pięknie.
Jakieś takie dziwne przenikanie człowiek czuje- jedność z tą wodą i niebem.
Dla mnie osobiście to jest dziwna forma masochizmu ze względu na mogą agorafobię:)
Coś w tym musi być, skoro mimo lęku, jednak Ci się podoba. To właśnie jest magia morza... :)
UsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńMi to się marzy ponurkować...Też uwielbiam głębię i otwarte morze.
OdpowiedzUsuńJa niestety, ze względu na zdrowie, nie mogę nurkować głęboko z akwalungiem, ale już sam snorkeling jest super :)
Usuń