wtorek, 29 maja 2012

Powitanie Rezydentki :)

Szanowni Państwo. Dzisiaj robimy miejsce dla Moni :)* Monika zgodziła się gościć w Chacie ze swoimi fantastycznymi pomysłami, a przede wszystkim ich realizacjami. W Chacie (i wszystkich jej wymiarach) zajmuje miejsce szczególne, bo od zawsze jest moją inspiracją, pomocnikiem w realizacji tych mądrych i tych głupich pomysłów, głosem rozsądku, kiedy trzeba i Dobrym Duchem twórczych mych poczynań. Trochę brakuje mi słów, serio... więc tak po prostu... Witaj, Kochana :)
Na początek moi ulubieńcy - słoiczki na przyprawy, odzyskowe oczywiście :) Fantastyczne, prawda? :) Super wyglądają, szczególnie, że przyprawy same tworzą świetne tło na szkle :)

wtorek, 22 maja 2012

Skrzynia Bosmana

Nadszedł czas, oj nadszedł... :) Już dawno temu obiecywałam pokazać szczególną rzecz. Przepiękny prezent, który Aga i Michał zrobili na Marcinowe niespodziankowe urodziny. Pamiętam jak pojawił się pomysł i wówczas chyba nikt nie spodziewał się AŻ TAK oszałamiających efektów. A pamiętać trzeba, że skrzynia powstała raptem kilka miesięcy po tym, jak zaczęli próbować swoich sił w decoupage'u. Michał się pewnie trochę oburzy [;P*], ale podejrzewam, że to nieoceniona ręka Agi miała tutaj decydujące znaczenie :) Tymczasem zamilknę, a Wy... popatrzcie sami...





















PS. Z trudem oparłam się pokusie dodania zdjęcia z Obdarowanym i Jego błogą miną na widok samej skrzyni i tego, co wówczas skrywała... ;DD


niedziela, 20 maja 2012

czekając na truskawki


W warzywniaku truskawki jeszcze drogie i jakieś takie... za ładniusie ;)

ale ja postanowiłam rzucić zaklęcie przyzywające sezon truskawkowy i z tej okazji wygrzebałam jedno z ostatnich pudełeczek zamrożonego musu. Niedługo takie koktajle będą codziennie :))) I dlatego lubię lato :)




apteczka - o tym, jak recykling pomaga w porządkach

Wczorajszy dzień upłynął pracowicie - wielkie porządki!
Oczywiście wiadomo, że jak zawodowy bałaganiarz zabiera się za porządki, to pozostawia za sobą... głównie bałagan. Nigdy nie umiałam tego zrozumieć - bałagan się przemieszcza i jest jak perpetuum mobile - sprzątasz jedno, bałagan jest gdzie indziej, sprzątasz tam, bałagan siedzi Ci na ogonie, ogarniasz go w trzecim miejscu, przenosi się w czwarte i tak ciągle, aż orientujesz się, że niby wszystko posprzątałaś, a w miejscu, w którym zaczęłaś... znów bałagan :D Ale wielkie porządki były! :) Efektem jest uporządkowana apteczka, a raczej kłębowisko pudełek, tabliczek, tubek i plastrów, w jednej skrzyneczce, którą nazywałam apteczką ;) [kurcze... szkoda, że nie zrobiłam zdjęcia "before"]. Nooo, żeby było, to nie spędziłam całej soboty przy tej apteczce, kuchnia lśni, łazienka też, dokumenty poukładane w teczkach, przepisy ułożone i przejrzane czekają na zamieszkanie w przepiśniku (kiedyś zrobię, słowo!). Teraz czeka mnie jeszcze regał z materiałami, kredkami, papierami i całą resztą... Tam to dopiero jest królestwo bałaganu ;]
Ale do rzeczy, bo ja przecież o apteczce miałam. Pomogły mi butelki po wodzie mineralnej (pewnie wiecie, której)-fajne, bo kwadratowe.
Butelki obcięłam nożykiem, nierówno, bo co za różnica ;) Tylko zadziorki od cięcia spiłowałam troszkę pilniczkiem.

W apteczce znalazły się też plastry, które... no cóż, wiele przeszły, wiecie.. takie zapomniane z 2007 r, którym już brakuje trochę kleju, albo takie wożone z wycieczki na wycieczkę i już lekko przybrudzone. Chciałam wyrzucić, ale okazały się jak znalazł na etykietki :)

Butelki mają akurat odpowiednią wielkość, by moje zasoby pomieścić.

No i mam. Wszystko ładnie pogrupowane w kategorie. Żadnego więcej przegrzebywania wszystkiego w celu znalezienia aspiryny :)


A propos apteczki, to ja ZDROWIA życzę :) I miłej niedzieli :)

poniedziałek, 14 maja 2012

herbatka Ziołowa czyli zaległości część trzecia i być może ostatnia














Wprawdzie urodziny Ziołowe były już dość dawno, ale odległość dzieląca nas (ku mojemu ubolewaniu), utrudniła wręczenie prezentu o właściwej porze (tak naprawdę, to z drugiej, strony nieco ułatwiła sprawę, bo miałam więcej czasu na preparację onego ;]p ). Prezent przygotowany został zatem nieco po właściwej dacie i nieco przed Przygodą, a wręczony tuż przed nią, jako że przynależał się jednej z Towarzyszek rzeczonej Przygody. Brief na temat Jubilatki mówił: herbatę pija z upodobaniem, czarną lubi najbardziej, raczej woli fusy niż torebki, raczej nie słodzi, chyba że na brązowo, preferuje sok malinowy w zamian. Pomysł wykiełkował mi taki, żeby herbatę i sok malinowy jakoś domowo spreparować, opakować i wręczyć. Na soku poległam niestety, bo pora niemalinowa, nawet mrożonych owoców nie udało mi się nabyć, pozostał zatem cukier brązowy, co się nawet nieźle złożyło, bo znalazłam ostatnio fajny patent na własnoręcznie robione kostki cukru.
Bardzo chciałam zrobić herbatę w torebkach, z takimi słodkimi karteczkami... Problemy napotkałam dwa: 1. herbata miała być liściasta, żadne tam ekspresówki, co z definicji wyklucza torebkę, 2. ale jeśli nie wykluczyć torebki, to skąd wziąć materiał na takową?

Problem pierwszy rozwiązałam zmieniając sposób myślenia o torebce, bo przecież może ona pełnić funkcję zaparzacza (wiecie, taki silikonowy albo metalowy koszyczek, żeby fusów nie było). A do zaparzacza wsypuje się pełnowartościową herbatę liściastą, co i ja postanowiłam uczynić z torebkami. Problem drugi przezwyciężyłam zaś za pomocą... herbaty ekspresowej. Rozmontowałam kilka torebek, wytrzepałam, wywietrzyłam dobrze i naładowałam w nie herbaty liściastej, w bardzo precyzyjnie określonych porcjach, określanych miarą "na oko" ;)

Do torebek przyszyłam sznureczki, do sznureczków dokleiłam karteczki i tak oto powstało 10 torebek specjalnej urodzinowej herbaty...

każda torebka z innym kwiatkiem...

... a z każdy kwiatek niesie wewnątrz jedno życzenie.

Dodatkowo jeszcze kilka kostek cukru...

... i skrzyneczka w kwiatki

Pamiętacie skrzyneczkę ze słoniem z moich spontanicznych zakupów? Pomalowałam na zielono i dodałam obrazek rysowany moimi ukochanymi kredkami Bambino :) Z kwiatkami pasującymi do kwiatków przy torebkach (a właściwie odwrotnie, bo ten obrazek był pierwszy)

jeszcze tylko etykietka :)...

parę słów :)

... i jest :))

Do rąk prawowitej właścicielki powędrował przewiązany zieloną wstążką, ale w ferworze (nie, to już amok był...) wyjazdowym - nie zrobiłam już fotki.


















Czy ja już pisałam, że lubię robić prezenty? :D Buziaki jeszcze raz dla Jubilatki, która sprawia, że czarna herbata staje się Ziołową :))









niedziela, 13 maja 2012

prezent a vista



Czwartek 21:40. Telefon z zaproszeniem na piątkowe spotkanie. "Wpadniesz?" Oczywiście chętnie wpadnę :) Ale dowiaduję się, że to właściwie takie spotkanie imieninowe i blednę... No pięknie... z pustymi rękami mam iść na imieniny? Nołłej! Zaczynam więc gorączkowe biegi po mieszkaniu... kombinuję, co by tu...? Na szczęście szufladka z inspiracjami w kociej łepetynie wypełniona po brzegi. Pogrzebałam, sprawdziłam, co do dyspozycji posiadam: słoiczki-są, cukier brązowy-jest, olej arachidowy-jest, miód-jest, przyprawy-są, sznurek-jest. Mam komplet! :)

Wystarczyło trochę brązowego cukru wmieszać z olejem arachidowym (może być też migdałowy - nawet lepszy, ale nie miałam - albo zwykła oliwa, ale arachidowy ładniej pachnie), doprawić łyżeczką miodu, imbirem, cynamonem, gałką muszkatołową i kilkoma kroplami olejku waniliowego (taki do ciast) i... mamy cukrowy scrub do ciała :) Do tego słoiczek ozdobiony naturalnym sznurkiem i można iść na imieniny :) [A jest parę minut po 23, więc nieźle mi poszło:) ]



Aha! jeszcze etykietka ;)

Prezent mam gotowy, grzebię w poszukiwaniu koncepcji na jego opakowanie i wzrok pada na półkę z książkami "nie moje" (pożyczone trzymam w jednym miejscu razem). No tak... przecież ja właściwie miałam prezent dla Agi... kupiłam Jej kiedyś książkę z frywolitkowymi wzorami, którą ciągle zapominałam przekazać... Tym sposobem mam dwa prezenty na imieniny + możliwość sprawdzenia kolejnej inspiracji :) Książkę zapakowałam w starą kartkę z kalendarza, gdzieś (a dokładnie to tutaj)podpatrzyłam ten pomysł i bardzo mi się spodobał.







I prezent w całości :)


środa, 9 maja 2012

zaległości część pierwsza - spontan shopping

Uffff.... prawie miesiąc już od ostatniego posta minął. Sporo się działo w tym czasie, choć niewiele twórczości, bo głowa, serce, emocje i ciało zajęte były przeżywaniem Przygody - morskiego rejsu jachtem, przy czym przeżywanie owo trwało duuuużo dłużej niż sam rejs. Nie dziwcie się więc, że zacichłam blogowo w tym czasie ;)
Hendmejdowania jednak nie zarzuciłam zupełnie i coś tam w międzyczasie przygotowań, zakupów, załatwiań się podziało i powoli nadrobię zaległości w dokumentowaniu :)

Najpierw zakupy. Szaleństwo zakupowe ogarnęło mnie na krótko przed rejsem, kiedy to uznałam, że koniecznie muszę uzupełnić garderobę w niezbędną odzież na trudne warunki ;) W celu nabycia tejże udałam się do mekki zakupowej na Granicznej z jasnym celem - odwiedzam wyłącznie sklepy sportowe, outdoorowe itp, nie wydając na darmo ani jednej złotówki - każdy zakup będzie przemyślany, rozważony, zgodny z założonym wcześniej planem ekwipunku. Bardzo dobrze mi szło (pomijając Mangoccino w Coffee Heaven, bo to zwykła zachcianka była :^] ), szło mi naprawdę świetnie, szło mi śpiewająco... do czasu... bo gdzieś między Nike a Ski Team odruchowo skręciłam do Almi Decor i zupełnie przypadkiem w kąciku FLO natrafiłam na ścienny zegar, który uderzał po oczach żółtą naklejką z informacją "2zł". Zegar był brzydki, ale cena wprawiła mnie w takie osłupienie, że zapytałam sympatyczną panią z obsługi, co nim jest nie tak - zepsuty, czy co? A pani na moje nieszczęście-szczęście mówi - "nieee, wszystko z nim w porządku, taką przecenę mamy, na inne rzeczy też". I zatoczyła ręką po trzech ścianach wnęki. O żesz! Faktycznie - półki i półeczki świeciły dziesiątkami podobnych żółtych naklejek z cyferkami 2, 5 i 10. Wpadłam... I cały misterny plan padł razem ze mną... No bo przecież nie dało się przejść obojętnie wokół tylu inspiracji za grosze, no...

Oto całe to szaleństwo zebrane w jednym miejscu:
osoby dramatu: 1 zegar ścienny, 2 zegarki stojące, 2 szklanki, 4 talerzyki, 2 składane duże pudła, 4 małe składane pudełka - segregatory do szuflad, 1 skrzyneczka, 2 wieszaki, 1 napis, 6 magnesów, ufff...

Nie pytajcie, po co mi napis "zebra", ja po prostu lubię napisy ;] A skrzyneczka ze słoniem już się przydała :)

wieszaczki są do przemalowania, szkoda, że tylko B i C zostało, ale z drugiej strony, gdyby było więcej... wydałabym fortunę ;]

loftowe szklanki i talerzyki w grochy - rozłożyły mnie :)

magnesy z czarno-białymi fotografiami kupiłam z myślą o przemalowaniu, ale kto wie jak się to dla nich skończy, bo takie też ładne są :)

Pudła, które już znalazły praktyczne zastosowanie i zegarki do twórczego szaleństwa przeróbek :)

I główny winowajca - "crazy" i serduszka - urocze, prawda? już szukam honorowego miejsca na ścianie ;] Ale prawda jest taka, że mógłby sobie kosztować i 20 groszy, ale nie trafiłby do puli, gdyby nie jego największy atut - daje się rozkręcić! A przecież działający mechanizm zegara za 2 zł to niezły strzał, prawda? :))










Na razie zakupy leżą sobie grzecznie (poza wspomnianą skrzyneczką) i czekają na rozwój inspiracji i pasji twórczej, a ja ciągle próbuję ogarnąć porejsową rzeczywistość, również czekając na inspirację.
Tymczasem pozdrawiam nieliczne, ale sympatyczne grono Czytaczy :)