poniedziałek, 24 września 2012

Przybij Piątkę, czyli Konkurs Kameralny

I dalej mi te aliteracje wychodzą... ;)

Dzisiejszy post ma numer 55, a liczba odwiedzin przekroczyła 5 tys i z tej niezwykłej ;) okazji postanowiłam urządzić maleńki, kameralny konkurs. Kameralny, bo i w Chacie kameralnie jest - miło i przyjemnie, nie ma tłoku. Jakbyście tak wszystkie nagle postanowiły wyjść z wirtualnej Chaty i przyjść do tej realnej, to wprawdzie część musiałaby siedzieć na podłodze, ale kubeczków na herbatę by mi dla każdej z Was starczyło :D
Dlatego w moim konkursie nie ma wymogu zamieszczania bannerka, dołączania do obserwatorów, komentowania posta, wystarczy tylko... "przybić piątkę". A jak? No właśnie. Mnie samej udało się kiedyś zupełnie przypadkiem "przybić dwójkę", o tu. Już wiecie, o co chodzi? Złapcie u mnie na liczniku piątki i przyślijcie na maila chatazodzysku@gmail.com printscreen'a z nimi. Główna nagroda spotka tego, kto złapie 4 piątki, ale, ponieważ zdaję sobie sprawę, że może to nie być takie łatwe, przygotuję coś także dla tych, którzy złapią 3 piątki w rządku :)
A co, jak nikomu się nie uda? - zapytacie... Po pierwsze - wierzę, że jednak komuś się uda. A po drugie - coś wymyślimy - będziemy się martwić dopiero wtedy, nie teraz :)
A co z nagrodami? Właściwie to nie będą nagrody, tylko prezenty. A że nie lubię robić prezentów bezimiennych, to na ten moment niech pozostaną niespodzianką - i dla Was i dla mnie. Kiedy poznamy zwycięzcę, przygotuję coś specjalnie dla Niego albo dla Niej. Coś indywidualnego i dedykowanego.

Co Wy na to? Wszystko jasne? Może być? Wchodzicie w to? :))


Uprzejmie Was pyta i pozdrawia

niedziela, 23 września 2012

Tymczasem na froncie...

Wieści z frontu robót pseudosutaszowych.



Trudno powiedzieć, czy jestem bliżej początku, czy końca. Nie wiem, jak mi pójdzie zszywanie poszczególnych kawałków tej układanki, no i czeka mnie jeszcze przerabianie całej koszulki, a to oznacza bezpośredni kontakt z maszyną do szycia, czyli... nie wiadomo, czy się uda ;)
W każdym razie mam już większą część rzeczonej aplikacji.


Takie tam - różne kawałki, które na razie jeszcze nie przypominają niczego. Przy czym - ja żadnej gwarancji nie daję, że one po skończeniu będą przypominały cokolwiek ;))


No i tak sobie dłubię te kawałki i dłubię, pasek po paseczku i się już nie mogę doczekać końca. Niecierpliwa jestem, efekty lubię szybko mieć i wyraźnie widoczne. Potrzebowałam jakiegoś dokończonego zajęcia... No to sobie w międzyczasie tak zwanym machnęłam gumkową zakładkę do książki w jesiennych kolorach.


Klej widać, bo nie zdążył wyschnąć jeszcze (mówiłam już, że jestem niecierpliwa? ) ;)

Jakieś dwa międzyczasy i jedno tymczasem później... Zrobiłam sobie przerwę na czytanie i oczywiście użyłam nowej zakładki... i co? I doszłam do wniosku, że wszystko pięknie, ale te jesienne kolory nijak mi do okładki aktualnej lektury nie pasują... (czy ja już mówiłam, że jestem również nienormalna?). Wyjścia nie było, tylko iść drugą zakładkę machnąć, do okładki kolorystycznie adekwatną.


Się w międzyczasie ściemniło, światło gorsze, to i zdjęcia marniuchne... Ale za to zakładkę mam fajną i pasującą :)


Miedzyczasy i tymczasy weekendowe zawierały w sobie jeszcze bardzo inspirujące sobotnie popołudnie u c. Jadzi z różowym winem z malinami, orzechami laskowymi, ciepłą szarlotką z lodami i fachowymi rozmowami o robótkach z Ciocią i o żeglarstwie z Wujaszkiem. Inny międzyczas spędziłam na miejskich poszukiwaniach wczesnej jesieni podczas dzisiejszego spaceru. Krótko mówiąc - bardzo miłe czasy z tych miedzy- i tym-czasów :)))

To ja tymczasem pozdrowię Czytaczy szanownych i się pożegnam, życząc pięknego wieczoru i dobrych snów :)

sobota, 22 września 2012

Tęczowy Tydzień - finał

Lato dobiegło końca... mój Tęczowy tydzień również. Zabrakło mi wprawdzie bieli, beżów i brązów, bo w klasycznej, siedmioramiennej tęczy tez ich nie ma. Ale może jeszcze przyjdzie na nie pora... Jak mi się późną jesienią lub zimą zachce znowu lato wspominać i posłuchać ech szumu morza, zanim doczekam następnej podróży...


PS. Jak Wam się podobało "fotografowanie monochromatyczne"? Mnie ta zabawa wkręciła i sprawiła ogromną frajdę no i wyostrzyła oko na szczegóły i obrazy :)




piątek, 21 września 2012

Tęczowy Tydzień - dzień siódmy

Ostatnie kolory w mojej tęczy. Fiolety i róże. Tutaj królują przede wszystkim bungewille - wszechobecne, wspinające się po drzewach, płotach, murach, zwisające nad balkonami i oknami. Zawsze burza ciemnoróżowych lub fioletowych kwiatów. Na drugim miejscu - owoce i warzywa - bakłażany o przeróżnych kształtach, kapucha i... uwielbiane przeze mnie świeże figi, mmmm... i jeszcze - równie uwielbiane - kalmary.
A na dokładkę - sandały moje własne ;)


Planując to "monochromatyczne" fotografowanie jeszcze przed wyjazdem, martwiłam się, że z fioletami będzie najtrudniej, że nie znajdę zbyt dużo, a tu - proszę - udało się :)
Nie udało mi się niestety sfotografować fioletowych werand w Valletcie, telefon jednak nie dał rady odległości i wysokości... Następnym razem... :D

Kto by pomyślał, ze lato może być też fioletowe?... :) Musiało być! Bo ja fioletowy u-wiel-biam :)

czwartek, 20 września 2012

Tęczowy Tydzień - dzień szósty

Granatowy...
Granatowych zdjęć nie ma wiele, bo w zasadzie to taki ciemniejszy niebieski. Zdjęcia właściwie wszystkie znacie już z wczoraj, wybrałam tylko te najciemniejsze, naj...głębsze. Bo granatowy to kolor głębi. To kolor, który każe mi przypomnieć sobie jedno z najniezwyklejszych odczuć, które towarzyszy mi na morzu - ogromny szacunek i respekt dla przewalających się dokoła mas wody, dla tej niewyobrażalnej ilości kropel tworzących niezwykłość morza... Były chwile, gdy dookoła nie było widać lądu - niebo łączyło się z morzem, więc błękit nas otaczał z każdej strony, a pod kilem mieliśmy jakieś pięć tysięcy metrów... Pamiętam takie momenty, kiedy nagle pojawiało się wrażenie, że nie ma nic więcej, że reszta świata znika i jest tylko woda. Choć na pokładzie byli inni ludzie, choć nade mną było niebo, choć słychać było łopot żagli, a pod stopą czuć było twardy pokład... na chwilę zatapiałam się w tej wszechogarniającej wodzie, zapadałam się w nią, a ona mnie obejmowała. To było... jak dotknięcie Absolutu. Chwila, która mieściła w sobie o wiele więcej czasu, niż trwała...


A ten kawałek pasuje tu idealnie...



środa, 19 września 2012

Tęczowy Tydzień - dzień piąty

Tak... to lato było przede wszystkim niebieskie, błękitne... Jak morze. Bo morze zaszumiało mi w głowie w maju i od tej pory nie chce przestać szumieć...


Błękit królował. Nie tylko morze, ale i niebo... Słońce czyniło i morze i niebo jeszcze bardziej niebieskimi, niemożliwie niebieskimi. Ładny miałam widok z okna w mojej kajucie dziobowej, nie sądzicie? :))
W tej niebieskości napotykaliśmy delfiny. Te dwa na zdjęciu to nasze pierwsze. Z daleka bardziej przypominają rekiny, prawda? To taka dziwna, miejscowa odmiana. Kolejne napotykane były już "zwyczajne", ale każde spotkanie z nimi - niezwykłe - bawiły się z nami, skakały, tańczyły przed dziobem, piękne... Błękitne były też mieczniki - jeden płynął z nami przez chwilę, skacząc i błyszcząc w słońcu, a potem spotkaliśmy je ujarzmione na targu rybnym...
Sycylijczycy i Maltańczycy malują drzwi i okna na każdy możliwy kolor, więc i niebieskich nie zabrakło :) A do tego tradycyjna ceramika sycylijska, ta niebieska skojarzyła mi się z naszą bolesławiecką. Były też niebieskie kwiaty. I kubek z czekoladą w fantastycznej kafejce w Syrakuzach. (Kiedyś pokażę Wam więcej zdjęć stamtąd, bo miała cudny - odzyskowy! - klimat).

Z każdym kolorem tęsknię coraz bardziej za tamtymi dniami. A niebieski budzi jeszcze głębsza tęsknotę za szumem i kołysaniem i za nocami pod gołym niebem... Ech...

PS. Monia! Dla Ciebie :**

wtorek, 18 września 2012

Tęczowy Tydzień - dzień czwarty

Zielony... Przy okazji zielonego, kilka słów o nadziei, nie związanych bezpośrednio z cyklem. Zaczynając pisanie tutaj, miałam nadzieję, że ktoś tu będzie zaglądał, że kogoś uda mi się zatrzymać.... Spełniacie moje nadzieje, za co Wam bardzo, ale to bardzo dziękuję :) I witam wszystkie nowe Obserwatorki, bo jeszcze oficjalnie tego nie robiłam. "Stare" Obserwatorki również ściskam serdecznie. Cieszę się, że jesteście :)*


A wracając do letnich reminiscencji...


Świeżą zieleń napotykaliśmy na każdym kroku (po zejściu na ląd, oczywiście). Dorodne zioła w doniczkach, zapach bazylii, cukinie i ogórki przeróżnych odmianach, ogromne arbuzy, a dodatkowo mnóstwo drzwi i okien na zielono malowanych - urzekły mnie szczególnie te, odkryte w Taorminie - nie dość, że zielone, to jeszcze z malowanymi kwiatami i w otoczeniu żywych roślin...
Widzieliście kiedyś kwitnące kapary? To ten "kudłaty" kwiat, zaskakujący i piękny, napotkany gdzieś na zboczu wulkanu Stromboli (ten fragment fotograficznej układanki stanowi zdjęcie Agi).
Zielone były też nocne światła statków, na które trzeba było uważać i główki portów, których wypatrywaliśmy w ciemności...

A Wy? Żółtego brakowało, to może Wasze lato było zielone?

Pozdrawiam przedjesiennie.

poniedziałek, 17 września 2012

Tęczowy Tydzień - dzień trzeci

Czas na najbardziej słoneczny kolor lata - żółty.

Żółty to przede wszystkim owoce - te prawdziwe i te marcepanowe (rozpoznajecie które to?). Żółte były też drzwi napotkane podczas spaceru po Valletcie (ślubu, który najwyraźniej musiał się tam odbywać niedawno - nie widziałam niestety). Żółte było urocze stare kino w moim ulubionym sycylijskim Riposto. Sporo było żółtych kwiatów - miodnych, bo otoczonych pracowitym brzęczeniem pszczół. I żółta była cuma, zarzucana w każdym porcie, suszona potem na żółtym słońcu... Ach... jakże mi brakuje tego zastanawiania się, w którą stronę poprowadzić węzeł na knadze ;)...

A Wasze lato? Było mocno żółte?

niedziela, 16 września 2012

Tęczowy Tydzień - dzień drugi

Żegnam lato na pomarańczowo...

Oczywiście pomarańczowe na Sycylii są przede wszystkim sycylijskie pomarańcze, ale nie tylko one. Były melony, suszona papryka, krewetki, gliniane maski... A przede wszystkim - pomarańczowe były błyski wybuchającego wulkanu Stromboli - widok, dla którego warto było wspinać się w upale i kurzu...



Jeśli możecie - odwiedźcie kiedyś Stromboli - zobaczyć na własne oczy wybuchy wulkanu to niesamowite przeżycie... Szczerze polecam

PS. Zapomniałabym... specjalna dedykacja dla Przetaka, bo... pomarańczowo :D*

sobota, 15 września 2012

Tęczowy Tydzień - dzień pierwszy

Dokładnie za tydzień pożegnamy lato... Uwielbiam jesień, ale to lato też było bardzo przyjemne, szczególnie ze względu na podróż, którą odbyłam po Morzu Śródziemnym. Postanowiłam więc to szczególne lato pożegnać siedmioma kolorami z tej podróży. Kilka kropelek, kilka wspomnień w siedem dni, aż do ostatniego dnia lata...

Na początek czerwony. Pachnące słońcem pomidory... Wszechobecne kwiaty hibiskusa, zachwycające idealnym doborem odcieni... Urocze drzwi i okna miast i miasteczek. Owoce... to właśnie czerwone błyski w mojej tęczy...


A Wy? Macie jakieś czerwone wspomnienia z wakacji? :)

środa, 12 września 2012

Morskie Mobile od Moniki

[Co ja ostatnio mam z tymi aliteracjami? ;)]

Dzisiaj dzielę się znów nie swoimi wytworami, ale reklamuję Moni cuda z morskich szkiełek. Szkiełka lubię bardzo, ale Monika lubi je jeszcze bardziej (a ja duuuużo bardziej od szkiełek lubię Monikę:)** ) i zbiera je podczas każdego nadarzającego się spaceru po plaży (zagania do tej roboty również współtowarzyszy spaceru, ku ich uciesze ogólnej:) ). Tym sposobem nagromadziła już tych szkiełek całkiem sporo, w różnych rozmiarach, kolorach i kształtach. Plaży może by z nich jeszcze nie usypała (wiedzieliście,że gdzieś na świecie jest cała plaża z takich szkiełek?), ale zamiast plaży zrobiła przepiękne COSIE. Najlepiej pasuje do nich chyba nazwa "suncatcher" (jest jakaś polska???), mnie do aliteracji pasował "mobil", a Monia sama nazywa je po prostu "dyndadełkami" :D

Niezależnie od nazwy - ślicznie się prezentują, czego zdjęcia niestety nie zdołały oddać, jak należy...

Wersja przestrzenna we wnętrzu...

...i na otwartym słońcu

A tu wersja "płaska" - w sam raz na ścianę

I na koniec bonus w postaci rybki - z płyt CD, muszelek i ze szkiełkowym okiem :)


PS. Całą serię o morskich szkiełkach (w której dumnie wystąpiła też nasza butelka)znajdziecie u craftypantek. Piszą tam o tym, jak szkiełka powstają, o kolekcjonerach, ciekawostkach i o tym, co jeszcze może ze szkiełek owych powstać.


Z deszczowego Wrocławia pozdrawiam Was gorąco, dokładając pozdrowienia od Moniki z równie deszczowego Poznania.

niedziela, 9 września 2012

Aktualizacja (prawie) bez związku z poprzednim postem ;)


Wspominana już dzisiaj winowajczyni Kolorowa Kurka jest sprawczynią jeszcze jednego przestępstwa przeciwko nudzie i braku kreatywności oraz wzajemnego wsparcia craftowego :] Rzeczona Kurka własnym sumptem ufundowała niezwykłe wyróżnienie, specjalne, wyjątkowe, szczególne i jedyne w swoim rodzaju, o nazwie Kurza Stopa, a potem... powyróżniała doborowe Towarzystwo tymże trofeum. O jakiegoż zdziwienia doświadczyłam, gdym się w tym Zacnym Gronie (podejrzewam, że z powodu przypadkowego wklejenia linka, bo jakżeby inaczej?) znalazłam :D Oczywiście natychmiast doświadczyłam też szaleńczej radości, ale szczegóły nie nadają się do opisania publicznie. W dalszej kolejności doświadczyłam oszołomienia dorobkiem pozostałych wyróżnionych, następnie oczopląsu, palpitacji serca oraz innych, niezliczonych objawów, których powodów nie dam rady wymienić. I tak oto stałam się posiadaczką zaszczytnej Kurzej Stopy, której oczywiście nikomu nie oddam, bo tak to już z Kurzą Stopą jest :D


Teraz to już sobie półeczkę będę musiała na te zdobycze zbudować... :D
I znaleźć jakieś dodatkowe godziny w dobie, żeby nadążyć nad wszystkimi fantastycznymi blogami, które ostatnio poznaję... :)

Dzięki za Wszystko Wszystkim :)

KO[szul/czy]KI

Dzień dobry w niedzielę :)

Przy okazji pisania o pomarańczowym pokrowcu, wspomniałam, że wszystkie materiały są odzyskowe, co oczywiście nie obejmowało sutaszu. Bo jak może być odzyskowy sutasz? No jak? Taka myśl błysnęła mi w głowie i zgasła.
A potem Nanulika pytała o pomysły na filcowy dywanik i przypomniało mi się to oszałamiające dzieło.
Druga myśl błysnęła w głowie i zgasła.
A potem wytargałam z szafy koszulkę, którą chcę przerobić (to wszystko wina takiej jednej Kurki) i potrzebuję na nią jakiejś aplikacji. Trzecia myśl błysnęła i nie zgasła, bo od razu zaczęłam kombinować tę aplikację. Do końca jeszcze daleko, ale powiem tyle - narodziła się idea odzyskowego "sutaszu" :) A jak się już idea narodziła, to sobie trzasnęłam kilka par... kolczyków. Tak na rozpęd :)
Kolczyki powstały z pasków, które wycinałam z brzegów starych koszulek albo ramiączek topów.

Czerwone są dwa lewe, albo dwa prawe, jak kto woli, ale co tam... ;]


Brązowego właśnie szukam pod szafkami. Już je nosiłam i niestety jeden gdzieś spadł, ale na pewno w domu, więc znajdę :)


Biało-brązowe napsuły mi nieco krwi, ale jeszcze dojdę do wprawy! :)


Kolorowe są z dość szerokich pasków, które kiepsko się układały, więc raczej stanowią materiał poglądowy, niż użytkowy, a szkoda, bo kolory mają urocze...

Są takie:


I takie:


A na koniec, skoro już miałam te koszulki takie pocięte, bidulki, to sobie jeszcze jedne zrobiłam już nie "sutaszowe".




I co Wy na to? Warto rozwijać tę ideę? Warto inwestować energię w odzyskowy "sutasz"?

Pozdrawiając pyta:

wtorek, 4 września 2012

Dzieje się!

Od wczoraj nie mogę uwierzyć w to, co SIĘ DZIEJE. Licznik odwiedzin w niedzielę pędził jak szalony. Myślałam sobie, ze to przejściowa tendencja, przypadek jakiś, czy co... A tutaj wtorek mamy a on zwolnił tylko nieznacznie. Nie są to jakieś gigantyczne osiągi, ale mnie nie o to chodzi, chodzi o to, że się kręci, że zaglądacie, że przysiadacie na chwilę. Przybyło Obserwatorów (Witam, witam:)))) ), hurtowo przybyło komentarzy. A ja... szaleję ze szczęścia i pąsowieję z dumy :))) Możecie sobie myśleć, żem wariatka, że się podniecam nie-wiadomo-czym, że przesadzam. A ja naprawdę jestem szczęśliwa i kropka! :) I baaaaardzo, ale to baaaaardzo Wam dziękuję! :D

I jeszcze na dodatek dostałam wyróżnienie. A w zasadzie dwa wyróżnienia. :)))
Najpierw Nanulika z bloga Wnętrzne dylematy zauważa, docenia i poleca Chatę. Dzięki jeszcze raz, Aniu :)))

A potem wpada ToTylkoJa z happyafterblog i wręcza mi muffinkową statuetkę. O taką

No po prostu... pysk mi się cieszyć nie przestaje :D Wyróżnienie dla blogów z liczbą obserwatorów poniżej 200 (jeszcze długo będę w tej kategorii raczej;] )

A w związku z wyróżnieniem, czuję się zaszczycona, przekazując muffinkę dalej :)) I tak oto wybrałam:

Boniffacy z Handmade by Bonifacy
Bo ciężarnej się nie odmawia.. ;D No dobra... tak naprawdę, to dlatego, że w całości pochodzi z mojej bajki - nie dość, że jest Kotem, to jeszcze głęboko wierzy w recykling i robienie czegoś z niczego, a te Jej "cosie" wprawiają mnie w absolutny zachwyt.

Michalina i Jej blog 2 prawe ręce i co z nimi dalej - Miśka ma nie tylko dwie prawe ręce, ale też chyba dwie prawe półkule w mózgu, bo kipi pomysłami, ma rękodzielnicze ADHD, szybciej wymienić techniki, których nie zna, niż te, które zna, uczy owych technik całe tłumy adeptek, a talent pedagogiczny też posiada, a dodatku jest po prostu fajną, sympatyczną babką :)

Margott i Jej Zapiski z Czeladnej Izdebki - czegóż tam u Niej nie ma: gotowanie, scrapowanie, dekupażowanie, recykligowanie, klejenie, haftowanie, malowanie... krótko mówiąc - twórczo i wesoło :)


Dominika z Galerii na Poddaszu
bo zupełnie nie rozumiem, dlaczego Jej blog nie ma jeszcze tych 200 obserwatorów... A Dominika jest człowiekiem-orkiestrą - pięknie szyje, robi śliczne kartki, śpiewa, udziela się społecznie, wychowuje dwie córeczki i jest doskonałym przykładem na to, że, kiedy się bardzo chce, to spełnia się marzenia i realizuje cele, co pokazuje Jej drugi blog - firmowy :)

Oraz Collage Caffe bo uwielbiam ten klimat, bo czuję się tam jak w prawdziwej, choć wirtualnej kafejce, bo inspiruje i daje możliwość wymiany myśli, bo rozmowy i pomysły można tam sączyć cicho i niespiesznie, jak dobrą kawę...


Poza konkursem wyróżniam też Happy After :))) No i jest jeszcze kilka blogów, które chętnie bym poleciła, ale musiałam wybrać pięć - zasady... Po resztę odsyłam do mojego blogrolla i listy obserwowanych :)

Pozdrawiam Was radośnie, podskakując i pomrukując z zadowolenia :)))


Mały UPDATE... bo mi Justyna spotęgowała muffinkę i teraz mam do kwadratu. Żeby nie było, że zadzieram nosa, ale przecież nie wypada nie odebrać i na półeczce nagrody nie postawić :)
no to jeszcze raz...


Będę miała co w weekend świętować ;D Buziaki dla Was Wszystkich!

niedziela, 2 września 2012

Pomarańczowy Prezent Przetakowy


Uszyłam!
To tak naprawdę mój pierwszy poważniejszy projekt związany z szyciem. Kosztował mnie sporo, bo jestem kompletnym i absolutnym amatorem-samoukiem i do wszystkiego dochodzę metodą prób i błędów... (Nie wiem, czy już Wam wspominałam, ale moje pierwsze próby z maszyną - wówczas pożyczoną - zaczynały się od odkrywania, że stopka powinna być jednak opuszczona, żeby się dało szyć :] naprawdę - kompletnie nic o szyciu nie wiedziałam...a teraz wiem odrobinkę). W trakcie realizacji udało mi się moją nową darowaną maszynę popsuć i naprawić, zniszczyć sporą ilość materiału, zużyć kilometry nici i użyć wielu niecenzuralnych słów pod adresem różnych elementów robótki... Ale...nie poddałam się! Efekt widzicie. Dla mnie najważniejsze, że obdarowana owym efektem w charakterze prezentu, ucieszyła się nim szczerze, a nawet się chwaliła, więc chyba się podobał :)) Przetaq! Muah :**


Tak oto mogę Wam zaprezentować moje pierwsze, własnoręcznie uszyte etui na telefon.
Kiedy zaczynałam szycie, wiedziałam tylko tyle, że musi być pomarańczowo, szukałam odpowiednich materiałów i ten wzór wydał mi się idealny (kojarzy mi się z filmem "Cudowne lata"), uzupełniony aksamitną ciemnobrązową bazą (wszystkie użyte materiały są recyklingowe).


Sutaszowy gadżecik do tasiemki miał nawiązywać kolorystyką i wzorem do motywu na materiale, co dało całkiem niezły, moim zdaniem, efekt.


Tasiemka stanowi nie tylko ozdobę, ale też pomaga w wyciąganiu telefonu z czeluści pokrowca :)



Opakowanie prezentu też oczywiście musiało być pomarańczowe. Idealnie byłoby, gdyby również było w kolorach etui, ale niestety - nie miałam korali w odpowiednich kolorach z tak dużą dziurką, by zmieścił się sznurek. A uparłam się, że korale mają być na sznurku i mają być poplątane ;)



No ale te czerwone i żółte chyba też nie wyglądają źle... co myślicie?


Pozdrawiam niedzielnie :)