Obiecałam napisać o lalkach, które poznałam na pierwszych warsztatach Flafi.
Michalina, prowadząca warsztat, pięknie o nich pisze na swoim blogu. Zachęcam do lektury. Wyjaśnia, na czym polega ich magia i pokazuje swoje lalki. Zatem o samej tradycji poczytajcie u Michaliny, a ja opowiem o wrażeniach z warsztatu, który do dziś bardzo ciepło wspominam. Spotkałyśmy się w dość ciasnej sali, gdzie powitały nas pufy i poduchy, uśmiechnięta i lekko zestresowana [:)] Michalina oraz cała góra gałganków, nici i miski z... kaszą :) Michalina opowiadała o lalkach, pokazywała, jak je wiązać (szycia w nich niewiele), a my, poza tą przyjemną pracą dzieliłyśmy się wspominkami o tym, czego uczyły nas nasze Babcie, o naszych rodzinnych tradycjach i obrzędach. Bardzo miły i bardzo kobiecy czas, jak w jesienny wieczór w chacie na wsi - kobiety szyją, rozmawiają i śpiewają (choć aż do śpiewu się nie posunęłyśmy...) :)
Powstało mnóstwo pięknych lalek. To, co mnie w nich urzeka, to ich wygląd, z którego bije ciepło i sympatia, choć żadna z nich nie ma twarzyczki...
Oto moje panny w doborowym towarzystwie.
A tutaj już same:
Żedanicę i Podróżniczkę zabrałam do domu, ale Krupieniczka zamieszkała u Agi i Michała, gdzie do dziś opiekuje się Ich kuchnią - kreatywną, gościnną i dostatnią :) I jest szansa, że z pełnym brzuszkiem przetrwa przednówek ;)
słodziaki te gałganki:D kopniak zadzaiałał:)
OdpowiedzUsuńprawda? :)
OdpowiedzUsuńwidziałam efekty kopniaka :) tak 3mamy :)))