czwartek, 8 listopada 2012

post nie dla dzieci (ale za to Kurom specjalnie dedykowany)

Nie dla dzieci to post, bo będzie o alkoholu ;) I to nie dlatego, że mam drobną infekcję, którą, zgodnie z zaleceniami, leczę piwem ;)) To nie będzie post o piwie. Nie będzie też o nalewkach ani wódce. Ani o likierach... Będzie o cydrze :) A właściwie to nawet nie o samym cydrze... A zresztą... Bredzę, co nie? To wszystko, dlatego, że Kolorowa Kurka się dopominała gadania. No to dzisiaj sobie pogadam. A co? Kurze może miło się zrobi, a kto się znudzi, to sobie pójdzie jakieś obrazki pooglądać. O tu na przykład ;) ;]] Uprzedzam jednak, że wybitnie ciekawych rzeczy to ja do opowiedzenia nie mam - czytacie na własne ryzyko. Powaga :)

Ale o czym to ja miałam?... no tak o cydrze. Cydrowe szaleństwo ostatnio towarzyszy mi z dwóch kierunków świata. A wszystko zaczęło się od Moniki [znanej Wam skądinąd rezydentki Chaty]. Monia jest niestrudzonym i kreatywnym przetwórcą wszelkiej jadalnej - a także takiej z pozoru niejadalnej - roślinności. Od wczesnej wiosny po późną jesień skacze po drzewach, przeczesuje krzaki i lasy, przekopuje łąki i ogródki, a potem przerabia... Konfitury, dżemy, soki, kompoty, mrożonki, nalewki, syropy, sosy, wina, marynaty. Z kwiatków, liści, korzeni, nasion i owoców. Powiadam Wam... trudno za Nią nadążyć :D [Monia! <3] No i rzeczona Monika w tym roku, między innymi, wymyśliła przetwarzanie jabłek na cydr. I przetwarzała tak, a przy tym, jak to Ona, relacjonowała - że obrane, że nastawione, że bulka, że jest fajnie, że czeka, że już będzie zlewać, że przyprawiła, że czeka, że posłodzone... No mówię Wam. Ja tego tak malowniczo opowiedzieć nie umiem, ale nie dało się po prostu ochoty nie nabrać na ten cydr, nie dało się entuzjazmem nie zarazić i przejść obojętnie wobec tych opowieści. I tutaj drugi kierunek się pojawił - M. [znany Wam skądinąd jako Bosman, właściciel pewnej skrzyni] M. poza rzeczoną skrzynią, posiada również całkiem spory ogródek, a w tym ogródku całkiem zacną liczbę jabłonek. Jabłonki te jeszcze zacniejszą liczbę owoców dały, co poznać po skrzynkach porozstawianych tu i tam i zapachu pięknym w Bosmanowym domu się unoszącym. Posiada również Bosman odpowiednią aparaturę oraz zapał twórczy niezbędny. A że oboje posiadaliśmy wyjątkową możliwość spotkania się (bo na co dzień to nas kilkaset kilometrów dzieli), to już wyjścia nie było! Po prostu inaczej być nie mogło - trzeba cydr zrobić i już! I tak dwa minione weekendy w przerwach między szkoleniami, które w bosmanowej okolicy przyszło mi prowadzić, spędziłam na preparowaniu jabłek. Jabłka pachniały, pryskały przy wyciskaniu soku i brudziły. Jabłek było baaaardzo dużo. Jabłka były bardzo słodkie. Cóż ja Wam będę mówić... Przesiedzieliśmy dwie soboty z nożykami, przetańczyliśmy dwa wieczory z szaloną sokowirówką, przerobiliśmy tych jabłek ilość nieskończoną. A teraz... czekamy... Czekamy na efekty, trzymając mocno kciuki, by się eksperyment powiódł, by wypełnione butelki nie wybuchły z nadmiaru gazu, ogrzewane ciepłem kominka i by druga nastawiona porcja okazała się tak samo udana jak zapowiada się pierwsza. :)

Uffff.... mam nadzieję, Kurko, że na tym etapie jesteś wystarczająco moja gadaniną usatysfakcjonowana :)) Ale żeby nie było, że tylko dla Ciebie satysfakcja będzie, to jeszcze obrazki dla mniejszych masochistów mam :) I dla tych masochistów, co do tej pory wytrzymali - też :)))

Etykietki własnymi ręcami do naszych wytworów zrobiłam, bo jakżeby inaczej :)
Odzyskowe, bo jakżeby inaczej :) Z jakichś starych okładek jabłuszka wycinane (bez szablonu leciałam, więc każde inne) i do tego listek - zawieszka z zielonych resztek rafii, po jakimś warsztacie zebranych.


Troszkę tych butelek będzie... :) A teraz się jeszcze okazuje, że trzeba dorobić (etykietek, nie butelek) :)

Nazwa może nie brzmi dobrze marketingowo, ale ma symboliczne znaczenie, więc tak już zostanie :) Jak tylko cydr osiągnie swoją dojrzałość, postaram się zaprezentować butle w całej okazałości (o ile oczywiście zdążę, przez opróżnieniem;] )


A skoro już jestem przy obrazkach, to się jeszcze pochwalę prezentem, który sobie od Bosmana przywiozłam. Wyproszony, ale w sumie długo prosić nie musiałam :))) Jeden z fajniejszych prezentów, bo wymarzony - poważnie, już daaaawno czegoś takiego szukałam.


Taa, dobrze widzicie, to próbnik farb. No wiem, pomyślicie sobie, że nienormalna jestem, ale ja już tak mam, że marze o takich rzeczach :D M. też się lekko zdziwił, jak Mu radośnie za ten prezent podziękowałam. A ja naprawdę się ucieszyłam, szczególnie, że próbnik z farbami fasadowymi, więc mam mnóstwo cudnych, delikatnych kolorów i fantastyczną fakturę.



Tylko skąd ja czas wezmę, żeby zrobić z nimi to, co mi po głowie łazi??? Może ktoś mi czas w prezencie da kiedyś? To dopiero byłby prezent, nie? ;))

Rany... ja tu o czasie w prezencie gadam, jednocześnie Wasz cenny, twórczy czas marnując... No już, dość czytania głupot - weźcie się do roboty i coś ładnego stwórzcie, bo od ja zamierzam poważnie nadrobić zaległości w odwiedzinach u Was, więc żeby mi tam było co oglądać. Zrozumiano? :D

Ściskam :)

8 komentarzy:

  1. o ja to nie tylko zdjęcia ale potem opisz też jak toto smakuje bo ciekawa jestem niezmiernie :)
    ja tez mam dziwne marzenia - teraz wypatrzyłam u Ciebie i chcę chcę bardzo http://pinterest.com/pin/56224695318300665/ :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na razie smakuje jak ten... no... taki smak dzieciństwa... a właściwie wczesnej młodości... eeee, to może ja rzeczywiście opowiem, jak już będzie gotowe ;]

      Usuń
  2. doczytałam sobie do końca a co! i wcale czasu nie zmarnowałam:P żebym ja tak miała chęci i możliwości do robienia takich fajnych przetworów, to bym się cieszyła:) ciekawa jestem, czy Wam wyjdzie, kciuki trzymam i na efekty czekam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ło matko! masochistka jedna! mam nadzieję, że Ci to w niebie poczytają jako odpust za grzechy ;D
      wiesz... ja sama to bym pewnie takiego zapału nie miała, ale w spółce jakoś poszło :) a mój wspólnik tak samo ma, więc w zasadzie dobrześmy się dobrali ;)

      Usuń
  3. Ja też chce w prezencie czas...i jeszcze żeby mi się spać nie chciało bo w nocy czasem fajne pomysły do głowy wpadają, ale oczy nie wytrzymują :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj nieeee, w nocy trzeba spać, bo się fajne pomysły przyśnić mogą ;)))

      Usuń
  4. Ale się poczułam wyróżniona! :)
    A dzisiaj powiedziałam do małżonusia " poczytała bym coś" i wzięłam ten PERKALOWY DYBUK ale tam się tylko strzelali - a tu proszę Kotek DLA MNIE napisał ... tyyyle!
    ;))
    Dziękuję - będę sobie czytała w długie zimowe wieczory ...:)
    A w ogóle to gdzie Ty się ukrywasz Kocurku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurko... Ty mnie długimi wieczorami nie strasz, przecież ja nie dam rady tyle pisać ;)

      Się nie ukrywam, ino mnie rzeczywistość pochłonęła, nadal nie ogarniam ogólnego bałaganu i nieliczne wolne chwile na absolutną bezczynność poświęcam tudzież inne lenistwo i na komputer mi się patrzeć nie chce za bardzo...

      Usuń

Dziękuję za każde słowo. Twój komentarz nie pozostanie bez echa, więc zajrzyj, proszę, ponownie :)