Domyślam się, że wiecie, iż dzisiaj świętujemy Światowy Dzień Książki, wczoraj zaś mieliśmy Dzień Ziemi. Natrafiła mi się zatem doskonała okazja, by pokazać Wam migawkę z Nowej Chaty. Coś co łączy te dwa święta, łączy książki z ekologią, a dokładniej z odzyskiem (ośmielę się nawet powiedzieć, że... upcyklingiem;) ). W Nowej Chacie nie było zbyt wiele mebli, kiedy tu zamieszkałam... Brakowało mi bardzo miejsca na książki, ale właściwie od razu wpadłam na pomysł, jak szybko i tanio skombinować regał...
Oto on :)
Trzy skrzynki z nieodżałowanego zaprzyjaźnionego warzywniaka przy dawnej Chacie... (nieodżałowanego, bo różne skarby od Pana Heńka przynosiłam...)
Na razie cała konstrukcja jest jeszcze nieco chwiejna, bo trzyma się o własnych siłach na pięknych krzywiznach i niedoskonałościach :) Nie chciałam skręcać "regału" na stałe, bo mam nadzieję go nieco rozbudować, szczególnie, że teraz mieści tylko bardzo podstawowy księgozbiór.
Gdzieś w tyle głowy kołacze mi się myśl, żeby skrzynki pomalować na żywymi kolorami, żeby nieco bardziej wpisywały się w klimat wnętrza. Jednak... muszę jeszcze nacieszyć się tymi pociemniałymi, surowymi dechami.
Bardzo, ale to bardzo lubię tę chropowatość, zadziory, sęki, niejednakowe kolory... Przecież takie skrzynki robi się z dość podłego drewna, a to właśnie nadaje im uroku... :)
Zatem... kto wie, może w ogóle nie dostaną kolorów? Zobaczymy :)
A Wy co myślicie? Malować, czy nie malować?
Na razie cała konstrukcja jest jeszcze nieco chwiejna, bo trzyma się o własnych siłach na pięknych krzywiznach i niedoskonałościach :) Nie chciałam skręcać "regału" na stałe, bo mam nadzieję go nieco rozbudować, szczególnie, że teraz mieści tylko bardzo podstawowy księgozbiór.
Gdzieś w tyle głowy kołacze mi się myśl, żeby skrzynki pomalować na żywymi kolorami, żeby nieco bardziej wpisywały się w klimat wnętrza. Jednak... muszę jeszcze nacieszyć się tymi pociemniałymi, surowymi dechami.
Bardzo, ale to bardzo lubię tę chropowatość, zadziory, sęki, niejednakowe kolory... Przecież takie skrzynki robi się z dość podłego drewna, a to właśnie nadaje im uroku... :)
Zatem... kto wie, może w ogóle nie dostaną kolorów? Zobaczymy :)
A Wy co myślicie? Malować, czy nie malować?